Rozmowa z liderem listy PiS do Rady Powiatu, Krzysztofem Bieńkowskim
O obietnicach wyborczych, szansach PiSu na wygraną i politycznej „kuchni” w Przasnyszu rozmawiamy z liderem listy PiS – Krzysztofem Bieńkowskim.
Anna Grabowska: -Dzień dobry Panie Krzysztofie, znowu Pan jest w PiSie. Jak to się stało? Przyznam szczerze, że zawsze kojarzyłam Pana z PiSem, ale był Pan przecież kilka lat poza partią. Pamiętam jak organizował Pan spotkania z Markiem Jurkiem, Jackiem Kurskim, Ludwikiem Dornem, Andrzejem Derą, a nawet Januszem Korwin-Mikke. Czy to się godzi tak zmieniać poglądy?
Krzysztof Bieńkowski: -Dzień dobry! Szanowna Pani redaktor, ma Pani rację, byłem w PiSie przez długi czas, a w 2006 roku organizowałem kampanię wyborczą PiSu w naszym powiecie. Wydarzyło się jednak wiele rzeczy, które spowodowały, że musiałem z PiSu odejść i to nie z własnej woli, a na wniosek lokalnego szefa PiS. Wszystkie zarzuty z tego wniosku okazały się kłamstwami, ale kłamstwo nie wychodzi z dnia na dzień, potrzeba było na to trochę czasu. Nie chcę wchodzić w szczegóły by niepotrzebnie nie rozdrapywać starych ran. Teraz, gdy zbliżają się wybory lokalne, przynależność partyjna ma mniejsze znaczenie. Więcej znaczy podejście kandydatów do lokalnych patologii, które się zdarzają przecież w wielu miejscach, a także podejście do sposobów na tworzenie nowych miejsc pracy.
-I nikt Panu nie wyrzuca, że współpracował Pan z innymi partiami?
-Zdarzają się takie głosy. Ale ja przecież poglądów nie zmieniłem. Mimo, że w swoim życiu należałem tylko do PiS, to nie uważam, że nawet gdybym należał do innych partii byłoby w tym coś złego. Ważna jest wierność ideałom i odwaga w podążaniu za nimi, czasami wbrew innym osobom. Teraz zresztą cały obóz prawicy zjednoczył się wokół PiS by móc wygrać i zrealizować słuszne idee przyświecające prawicy. Ja nie jestem typem obrażającego się na życie polityka. Chcę działać i wpływać na rzeczywistość. Zapraszałem do Przasnysza ciekawe osoby ze świata polityki, przedstawiałem też różnym partiom swoje pomysły na politykę dotyczącą przedsiębiorców czy polityki prorodzinnej. Może mógłbym przez te cztery lata nic nie robić, ale nie jestem typem osoby, która potrafi siedzieć w miejscu z założonymi rękami. Lubię działać w polityce, zgłaszać pomysły i pomagać w ten sposób ludziom.
-Czyli konflikt w PiS jest już zażegnany?
-Ja potrafię współpracować z różnymi osobami. Nie mam problemu by współpracować również z tymi, od których doznałem krzywdy. Zresztą mam nadzieję, że druga strona jest też gotowa do współpracy. To przecież nie małżeństwo, gdzie rozstanie jest tragedią, tylko polityka i praca dla dobra lokalnej społeczności.
-W takim razie co chce Pan obiecać tej lokalnej społeczności?
-„Obiecanki cacanki…” dlatego trzeba do nich podchodzić z dystansem. Obiecałem kiedyś, że będę chciał by powstała strefa gospodarcza na lotnisku pod Przasnyszem i dotrzymałem słowa. Działałem w tym kierunku narażając się nawet lokalnemu szefowi PiSu, który nie chciał tej strefy, a wolał cały teren przeznaczyć pod lotnisko. Aby pogodzić dwa sprzeczne spojrzenia na wykorzystanie tego terenu, z których żadne nie miało większości, napisałem kompromisową uchwałę. Dziś nasz powiat otrzymał wyróżnienie z tytułu utworzenia tej strefy. W następnej kadencji, jeśli uda mi się zdobyć mandat i gdy będę miał wpływ na działanie władz samorządowych mogę obiecać, że zajmę się skutecznym pozyskaniem inwestorów na strefę, ponieważ tworzenie miejsc pracy jest dla mnie priorytetem. Nowe miejsca pracy to mniejsze bezrobocie, ograniczenie biedy, koniec ucieczki młodych, a także lepsze zarobki dla tych, którzy już pracują. Zajmę się też upragnionym przez mieszkańców basenem i zmianą polityki finansowej w szkołach i służbie zdrowia. Tyle moich głównych obietnic, choć wiem, że ktoś w tych obietnicach może mnie przebić. Niestety są u nas komitety wyborcze, które obiecują wiele, ale gorzej jest z realizacją tych wizji.
-A co Pan sądzi o „tajemniczym inwestorze” jak go nazywają w starostwie? Jest już podobno u bram powiatu.
-Jest nawet bardzo tajemniczy i starosta prosił nawet by o nim gazety nie pisały, bo go spłoszą. Chwilę jednak po tej prośbie wysłał przez swojego rzecznika informację do prasy, że już… już… nadchodzi przemysł zbrojeniowy do Przasnysza, a jedna z lokalnych gazet od razu wstawiła czołgi na pierwszą stronę. Dziwnym trafem było to tuż przed wyborami europejskimi. Przed obecnymi wyborami pojawiła się produkcja latających dronów, a na pierwszej stronie gazety pojawiły się odrzutowce. Inwestor podobno obiecał zainwestować 2 miliardy złotych!! Przecież to zupełna abstrakcja. Jeśli w Polsce jakaś firma chce przeprowadzić inwestycję rzędu 300 milionów złotych to w ogólnopolskich mediach o tym trąbią, o takiej decyzji informuje też sama firma, a chwali się nią premier rządu. O naszych 2 miliardach (!) nie słyszałem nigdzie, a i premier Kopacz się nie zająknęła na ten temat. Chciałbym, żeby w Przasnyszu pojawił się inwestor, który zainwestuje choć 10 procent tej sumy.
-Jak zachęcić inwestorów by do nas przyszli? Myśli Pan, że to takie łatwe?
-Pewnie, że nie jest to łatwe. Gdyby było, to już mielibyśmy problem z głowy. Ale inwestorzy potrzebują zachęt – niskich podatków i uczciwego otoczenia biznesowego. Trzeba też stworzyć skuteczne metody docierania do potencjalnych inwestorów. Myślę, że każdy polityk powinien kiedyś poprowadzić własny biznes by zobaczyć skąd biorą się pieniądze i zrozumieć zwykłego Kowalskiego. Moje kilkuletnie doświadczenie biznesowe oraz samorządowe pomaga mi znajdować rozwiązania przyjazne rynkowi pracy.
-Żeby coś zmieniać w polityce trzeba mieć poparcie ludzi. Jaki wynik Pan prognozuje dla PiSu?
-W ostatnich wyborach samorządowych PiS miał 17 procent poparcia w naszym powiecie. Myślę, że teraz, po zjednoczeniu sił, wygra ze wszystkimi komitetami. Wyborcy premiują takie jednoczenie środowisk, do którego u nas doszło. Dlatego liczę, że naszych przedstawicieli w Radzie Powiatu będzie wystarczająco dużo by przejąć władzę w powiecie, ale wszystko w rękach wyborców.
-Dziękuję za rozmowę.